Przejdź do głównej zawartości strony

Czego nie widać

  • czas: +/- 140 minut
  • przerwa: tak
  • dla kogo: 14+
  • cena: od 80 zł
  • osoby na scenie: 9
  • śmieszność: mówią, że w teatrze śmieszniej się nie da
  • ostrość: niby słodkie, ale doprawione na ostro
farsa klasyka komedii lekkie żarty na randkę przez żarty do refleksji

Pełna absurdalnego humoru królowa fars napisana przez jednego z ojców gatunku – Michaela Frayna. Farsa o farsie, kpina na własny temat, opowieść o „teatrze w teatrze”, ale też o wyzwalającej sile naszych małych dramatów, a nawet wielkich katastrof. Zapraszamy do Komedii na „Czego nie widać” 2024 w reżyserii Piotra Cieplaka!

Pełen opis

Wybierz termin spektaklu

 

czwartek

 

piątek

 

piątek

 

sobota

Rezerwacja biletów grupowych pod tel. (22) 833 96 10

Galeria

Jeśli każda porządnie napisana i zrobiona farsa jest opowieścią o trzaskających na scenie drzwiach, to „Czego nie widać” jest o trzaskających drzwiach jeszcze bardziej. W tej kipiącej komizmem sztuce brytyjskiego dramatopisarza – która wraca na scenę Teatru Komedia po 36 latach – nic nie dzieje się bez konsekwencji i w spokojnym tempie. Bez szaleńczego rytmu, który nie pozwala bohaterom stanąć, ocenić sytuacji i spojrzeć trzeźwo, nie ma tej opowieści.

W spektaklu poznajemy perypetie prowincjonalnej, objazdowej grupy teatralnej przygotowującej się do premiery przedstawienia. Podczas pracy wszystko idzie nie tak. Scenografia się wali, z drzwi wypadają klamki, aktorzy nie pamiętają tekstu. Twórcy prą jednak w bólach i nadziei, że również tym razem się uda. Walczą o coś więcej niż spektakl, bo teatr to przecież nie przedsiębiorstwo, a przedsięwzięcie życia.

Podglądane na ostatniej próbie, od kulis i podczas tournée teatralne żyćko napędza akcję. A autorowi pozwala odsłonić całą mechanikę farsy jako gatunku, zabawić się konwencją do kwadratu i zaprosić publiczność do gry w domino nieszczęść – w którym pojedynczy błąd, konflikt, pomyłka lub świństwo uruchamia lawinę kolejnych. Śledzimy je, przewidujemy jak bardzo opłakane będą ich skutki i szybko uczymy się, że jeśli na scenie stanie kaktus, to po to, aby odegrać rolę strzelby u Czechowa - tam strzelba w końcu wypali, a na kaktusie ktoś w końcu usiądzie.

Na scenie Komedii w inscenizacji Piotra Cieplaka zobaczymy Elizę Borowską, Macieja Czerklańskiego, Adama Ferencego, Sławomira Grzymkowskiego / Mariusza Zaniewskiego, Oskara Hamerskiego, Justynę Kowalską / Annę Smołowik, Lidię Sadową, Agnieszkę Skrzypczak i Rafała Zawieruchę. Scenografię – kolejną, pełnoprawną bohaterkę spektaklu – stworzył Wojciech Stefaniak, autorem muzyki jest Paweł Czepułkowski, a autorką kostiumów Alicja Antoszczyk.

Cieplak jako reżyser zawsze z wielką uwagą i czułością przygląda się w swoim teatrze życiu, ludzkim namiętnościom i śmiesznostkom. A to o nich właśnie jest „Czego nie widać”. Śmiejemy się z siebie, ale bohaterów traktujemy poważnie i przejmujemy ich sprawami, bo są to sprawy nas wszystkich. Pokazując w świetle sceny problemy pozornie małe, kulawe, głupie, chcemy powiedzieć: „nic, co ludzkie, nie jest nam obce”, przyznać się do nich i uśmiechnąć, a może też przywrócić godność rzeczom błahym – inaczej mówiąc: odnaleźć w farsie wartość gatunku dającego możliwość zaakceptowania i spojrzenia z dystansu na nas samych. Jak powiada sceniczny reżyser Lloyd:

„Wejścia i wyjścia. Sardynki wchodzą, sardynki wychodzą. To jest farsa. To jest teatr. To jest życie”.

– To świat małych spraw, drobnych, upierdliwych dramatów. I to są właśnie sprawy ludzi. Dlatego nie śmiejemy się z bohaterów, my im współczujemy. Ale ich katastrofy są tak naprawdę wyzwalające, oni triumfują. Ta sztuka, oprócz tego, że bardzo dobrze napisana i śmieszna, jest po prostu „pojednująca”

— opowiada reżyser.

Po pierwszych wystawieniach „Czego nie widać” („Noises Off”, 1982) w West Endowym Lyric Theatre James Fenton – poeta i jeden z najbardziej cenionych brytyjskich krytyków literatury – pisał w opiniotwórczym „Sunday Times”, że to „jedna z najdowcipniejszych sztuk, jakie kiedykolwiek widział”. Ale zwracał przy okazji uwagę na coś być może ważniejszego, co towarzyszyło opowieściom o scenicznych podróżach tego tytułu w kolejnych latach: że to sztuka piekielnie trudna do grania; tak śmieszna, bo ludzka; i że nie potrzebuje dopisywania, dodatkowej filozofii, by to wydobyć. „To wielka farsa – nie dla intelektualistów, i nie dla prostaków, ale dla wszystkich – farsa, która podobałaby się Kierkegardowi, choć jego ojcu chyba nie” – podsumowywał przewrotnie Fenton. A o samym Fraynie londyńczycy czytali, że „gdyby życie można było opisać jako rozpaczliwą farsę, to on mógłby być nazwany jego idealnym kronikarzem”.

Trzy lata później, przy okazji polskiej prapremiery we wrocławskim Teatrze Współczesnym, Jacek Sieradzki pisał w „Teatrze” o „Noises Off” (wtedy granej pod tytułem „Z tyłu”) tak, jak dziś chcielibyśmy napisać my:

„Rzadko gramy farsę i coraz rzadziej umiemy ją grać. (...) farsy nie można grać na pół gwizdka. Można i trzeba zachowywać pewien dystans do siebie samego w tej zabawie, nie wolno stosować pogardliwego dystansu wobec gatunku: bo wtedy wszelka zabawa traci sens. (...) Rzadko, za rzadko grywamy farsę. Jest ona potrzebna i teatrowi, i aktorom — jako higieniczny odświeżacz, jako nabranie oddechu.”

W latach 80. i w pierwszej połowie 90. o kolejnych inscenizacjach „Czego nie widać” pisano poważnie i dość chętnie. Doceniano konstrukcję, żart, autoironię. Ale już wtedy zauważano, że dla teatru przez duże T, nawet tak dobrze napisana farsa, pozostanie zapewne tylko nieślubną córką komedii. „Pozwalamy grać farsy w Teatrze Kwadrat, nie wydają się nam na miejscu w Teatrze Dramatycznym. (...) „Czego nie widać” w Teatrze Komedia nie wzbudzi pewnie żadnych „krytycznych” emocji. (...) Być może nie będzie wielkim „hitem”, ale przynajmniej trzeba zauważyć, że istnieje” — pisała o naszej premierze z 1988 w reżyserii Grzegorza Warchoła Agnieszka Baranowska w „Kulturze”.

Późniejsze losy „Czego nie widać” na polskich scenach były jeszcze bardziej „fałszywe”: frekwencyjnie udane, artystycznie i recenzencko — poza pojedynczymi próbami — niemal niezauważane. „Frayn to majster na tyle precyzyjny, że nie można mu skreślać efektów bezkarnie” — przestrzegał recenzent w przywoływanym wyżej tekście po wrocławskiej prapremierze. My nie skreślamy, wychodząc z założenia, że oddanie lekkiego tonu i błyskotliwej frazy czasami bywa wystarczającym gestem artystycznym i motywacją. Zwłaszcza, że „w tej frazie można zawsze zamknąć jakąś szczególną ludzką przywarę lub mechaniczne szaleństwo”.


Czego nie widać
  • Premiera: 23 lutego 2024
  • Autor: Michael Frayn
  • Tytuł oryginalny: Noises Off
  • Przekład: Karol Jakubowicz, Małgorzata Semil
  • Reżyseria: Piotr Cieplak
  • Scenografia: Wojciech Stefaniak
  • Kostiumy: Alicja Antoszczyk
  • Muzyka: Paweł Czepułkowski

Występują:
Eliza Borowska (Dotty Otley)
Sławomir Grzymkowski / Mariusz Zaniewski (Lloyd Dallas)
Oskar Hamerski  (Frederick Fellowes)
Adam Ferency (Selsdon Mowbray)
Anna Smołowik / Justyna Kowalska (Brooke Ashton)
Rafał Zawierucha  (Garry Lejeune)
Lidia Sadowa (Belinda Blair)
Agnieszka Skrzypczak (Poppy Norton-Taylor)
Maciej Czerklański  
(Tim Allgood)

Materiały do pobrania:

Licencja na wystawienie utworu została wydana przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS.


Partnerem Teatru jest Toyota Bielany.

Toyota Bielany

Recenzje

Malwina Głowacka | teatralny.pl

„Czego nie widać w Teatrze Kome­dia ma doborową obsadę. Zwraca uwagę Oskar Hamer­s­ki jako Fred­er­ick Fel­lowes. Grana przez niego postać to safan­duła i wrażli­wiec, który na dodatek ma dość niety­pową przy­padłość, ale jej nie zdradzę. Jed­nocześnie to typ będą­cy zmorą...

Malwina Głowacka | teatralny.pl

„Czego nie widać w Teatrze Kome­dia ma doborową obsadę. Zwraca uwagę Oskar Hamer­s­ki jako Fred­er­ick Fel­lowes. Grana przez niego postać to safan­duła i wrażli­wiec, który na dodatek ma dość niety­pową przy­padłość, ale jej nie zdradzę. Jed­nocześnie to typ będą­cy zmorą reży­serów. Zada­je dociek­li­we pyta­nia i nie odpuszcza, aż otrzy­ma log­iczne wyjaśnie­nie. Gar­ry Leje­une w wyko­na­niu Rafała Zaw­ieruchy to prze­ci­wieńst­wo Fred­er­ic­ka – niecier­pli­wy, impul­sy­wny i ener­giczny. Szy­bko mówi i dzi­ała. Gubią go związ­ki z kobi­eta­mi. Świet­ny jest Adam Fer­en­cy w roli Sels­dona Mow­braya – starego ruty­niarza, który lubi się­gać do kielisz­ka i przepa­da właśnie wtedy, kiedy ma wejść na scenę. Spraw­ia wraże­nie głuchego, choć słyszy to, co chce usłyszeć. Jego finałowe wejś­cie należy do lep­szych momen­tów spek­tak­lu i wzbudza żywiołowy śmiech na wid­owni Teatru Kome­dia. Lloyd Dal­las w uję­ciu Sła­womi­ra Grzymkowskiego to wybu­chowy, eks­cen­tryczny, przeko­nany o swo­jej wyżs­zoś­ci reżyser, uwikłany w romanse z dwiema kobi­eta­mi, co sta­je się źródłem wielu komicznych zbiegów okolicznoś­ci”

Wojtek Kałużyński | Gazeta Żoliborza

„W „Czego nie widać” Ciepla­ka śmiech ma mnóst­wo odcieni. I to także zale­ta. A wys­taw­ian­ie lekce­ważonych na poważnych deskach fars jest istotne — jak mówi sam reżyser „dla teatru, dla pol­szczyzny, dla – za przeprosze­niem – pol­skiej kul­tu­ry”. I ten...

Wojtek Kałużyński | Gazeta Żoliborza

„W „Czego nie widać” Ciepla­ka śmiech ma mnóst­wo odcieni. I to także zale­ta. A wys­taw­ian­ie lekce­ważonych na poważnych deskach fars jest istotne — jak mówi sam reżyser „dla teatru, dla pol­szczyzny, dla – za przeprosze­niem – pol­skiej kul­tu­ry”. I ten spek­takl niby łatwy, niby lek­ki i przy­jem­ny, paradok­sal­nie tę tezę udowad­nia. „Cza­sem — jak mówi Cieplak — odd­anie lekkiego tonu i błyskotli­wej frazy bywa wystar­cza­ją­cym gestem artysty­cznym i motywacją”. I ma rację, choć udało mu się zbu­dować pewien znaczeniowy nad­datek. Co z tego, że być może nie jest to spek­takl „ważny” i „prawdzi­wie pro­gresy­wny”. Jest po pros­tu dobry. I jako taki się broni. Cieplak spełnił obiet­nicę, że nie będzie skreślał nawet naj­tańszych efek­tów. Nie skreślił i na tym wygrał, bo jego „Czego nie widać” mimo pozornej nieważkoś­ci to także całkiem ważkie wezwanie do spo­jrzenia z dys­tan­su na siebie, innych i rzeczy­wis­tość doby wojny pol­sko-pol­skiej”

Tomasz Miłkowski | AICT Polska

„Wszyscy gra­ją wyśmieni­cie, bo w far­sie tylko granie wyśmien­ite wchodzi w grę. Tak więc Eliza Borows­ka jest skłon­ną do popada­nia w depresję poko­jówką, której wal­ka z nies­forny­mi sar­dynka­mi budzi kaskady śmiechu, Sła­womir Grzymkows­ki zner­wicow­anym reży­serem, który prze do przo­du z...

Tomasz Miłkowski | AICT Polska

„Wszyscy gra­ją wyśmieni­cie, bo w far­sie tylko granie wyśmien­ite wchodzi w grę. Tak więc Eliza Borows­ka jest skłon­ną do popada­nia w depresję poko­jówką, której wal­ka z nies­forny­mi sar­dynka­mi budzi kaskady śmiechu, Sła­womir Grzymkows­ki zner­wicow­anym reży­serem, który prze do przo­du z mocą odrzu­tow­ca i zręcznoś­cią sapera, Oskar Hamer­s­ki aktorem z wąt­pli­woś­ci­a­mi, które­mu co chwila grozi omdle­nie, Adam Fer­en­cy, starym wyjadaczem teatral­nym o nad­miernym przy­wiąza­niu do butel­ki, Anna Smołowik oder­waną od real­iów marzy­cielką ze zbyt łat­wo wypada­ją­cy­mi soczewka­mi, Rafał Zaw­ierucha pod­wójnie zaw­iedzionym uwodzi­cielem (jako aktor i jako postać grana przez akto­ra), Lidia Sad­owa najprzy­tom­niejszą w tym gronie weter­anką sce­ny o żelaznych nerwach, Agniesz­ka Skrzypczak płac­zli­wą inspic­jen­tką i Maciej Czerk­lańs­ki niedospanym aktorem drugiego planu i zarazem nieza­stą­pi­oną złotą rączką. (…)

Nagro­madze­nie możli­wych i niemożli­wych nieszczęść nad­chodzi pod koniec, kiedy wszys­tko wysi­a­da i wszys­tko się naraz uda­je nad­miernie, jak choć­by trójkrotne wła­manie złodzie­ja, który miał pojaw­ić się tylko raz. Cała sztu­ka w tym, aby w ryt­mie, bez chwili wytch­nienia farsa mknęła do przo­du. A ponieważ tak się dzieje, płaczu ze śmiechu nie ma koń­ca, a wraz ze śmiechem rośnie zad­owole­nie pub­licznoś­ci. Jest za co chwal­ić cały zespół i moż­na by tu sporządz­ić całą listę budzą­cych podziw tech­nicznych osiąg­nięć – poprzes­tanę jedynie na wspom­nie­niu, że zach­wyca­ją­cy upadek Rafała Zaw­ieruchy ze schodów był na miarę Oscara”

Marek Zajdler | NaszTeatr

„Pre­cyzyjny, niemal zegarmistr­zowsko ułożony tim­ing farsy w połącze­niu z nagro­madze­niem rek­wiz­ytów i ele­men­tów scenicznych wyma­ga od aktorów uważnej, a nade wszys­tko zespołowej gry. Wyraziste posta­cie sprzy­ja­ją uwy­puk­le­niu poszczegól­nych ról i baw­ią nie tylko widza, ale i samych wykon­aw­ców, którzy zna­ją...

Marek Zajdler | NaszTeatr

„Pre­cyzyjny, niemal zegarmistr­zowsko ułożony tim­ing farsy w połącze­niu z nagro­madze­niem rek­wiz­ytów i ele­men­tów scenicznych wyma­ga od aktorów uważnej, a nade wszys­tko zespołowej gry. Wyraziste posta­cie sprzy­ja­ją uwy­puk­le­niu poszczegól­nych ról i baw­ią nie tylko widza, ale i samych wykon­aw­ców, którzy zna­ją ten świat od pod­szew­ki. Z dużym dys­tansem par­o­di­u­ją nie­jako samych siebie, czego najlep­szym przykła­dem jest Adam Fer­en­cy w roli Sel­dona. Na czoło wybi­ja się urocze zagu­bi­e­nie, gwiaz­dors­ka niefra­sobli­wość i sar­dyn­ki w dekol­cie Dot­ty w wyko­na­niu Elizy Borowskiej, żywiołowość Garry’ego Rafała Zaw­ieruchy graniczą­ca niekiedy z sza­leńst­wem, komiczność, szczere zaan­gażowanie i olbrzymia wrażli­wość szarej mysz­ki Pop­py Agniesz­ki Skrzypczak oraz bosko reży­ser­s­ka kreac­ja Sła­womi­ra Grzymkowskiego. (…) Nie pozosta­ją w tyle słod­ko-głupi­ut­ka Brooke Anny Smołowik, lekko fajtłapowaty Fred­er­ick Oskara Hamer­skiego, zala­tana i próbu­ją­ca pow­strzy­mać klęskę Belin­da Lidii Sad­owej i ujmu­ją­co niepo­rad­ny Tim Macie­ja Czerk­lańskiego (…). Przewrot­ny to paradoks obser­wować zapro­gramowany w naj­drob­niejszym szczególe total­ny roz­gar­diasz. W końcu opad­ną jed­nak teatralne mas­ki, a wid­zom udzieli się lekko melan­choli­jny ton finału. Piotr Cieplak połączył zespół aktors­ki Komedii w zgrany mech­a­nizm, w far­sie utkanej na fak­tach pokazał żywą tkankę teatru — całe pię­kno jego nieprzewidy­wal­noś­ci i emocji, jakie wyzwala”

Przemek Gulda | Gulda Poleca

„Najnowsza wer­s­ja klasy­cznej farsy o coraz bardziej roz­pada­ją­cym się spek­tak­lu i zes­pole, który próbu­je go zagrać mimo wszys­tko. Piec­zołowi­ta kon­strukc­ja jest w tym spek­tak­lu dro­bi­az­gowo prze­nie­siona na scenę, wszys­tko odby­wa się w tem­pie iście oszołami­a­ją­cym, a cała obsa­da dokonu­je niemal...

Przemek Gulda | Gulda Poleca

„Najnowsza wer­s­ja klasy­cznej farsy o coraz bardziej roz­pada­ją­cym się spek­tak­lu i zes­pole, który próbu­je go zagrać mimo wszys­tko. Piec­zołowi­ta kon­strukc­ja jest w tym spek­tak­lu dro­bi­az­gowo prze­nie­siona na scenę, wszys­tko odby­wa się w tem­pie iście oszołami­a­ją­cym, a cała obsa­da dokonu­je niemal cud­ów, gra­jąc wszys­tko w pełnym biegu, przekonu­ją­co uda­jąc wyjątkowo złe aktorstwo i har­moni­jnie łącząc nad­er odległe kon­wenc­je: od kon­trolowanej nadek­spresji do gra­nia wys­tu­diowanego, spoko­jnego, a przez to w przewrot­ny sposób bard­zo zabawnego”

Tomasz Domagała | DOMAGAŁAsięKULTURY

„95 pro­cent CZEGO NIE WIDAĆ Pio­tra Ciepla­ka w Teatr Kome­dia jest uto­pi­one w śmiechu. Nic dzi­wnego, w końcu to farsa, ale ostat­nie dosłown­ie kil­ka min­ut spek­tak­lu chwyciło mnie za gardło. Przy­pom­ni­ałem sobie znakomitą scenę z REVOLUTIONARY ROAD Sama Mende­sa. Oto...

Tomasz Domagała | DOMAGAŁAsięKULTURY

„95 pro­cent CZEGO NIE WIDAĆ Pio­tra Ciepla­ka w Teatr Kome­dia jest uto­pi­one w śmiechu. Nic dzi­wnego, w końcu to farsa, ale ostat­nie dosłown­ie kil­ka min­ut spek­tak­lu chwyciło mnie za gardło.

Przy­pom­ni­ałem sobie znakomitą scenę z REVOLUTIONARY ROAD Sama Mende­sa. Oto bohater­ka fil­mu mają­ca gen­er­al­nie przes­rane życie (zjawiskowa Kate Winslet), ury­wa się z niego na jeden wieczór i sza­le­je na potańców­ce z zakochanym w niej żonatym brzy­d­kim sąsi­a­dem. Po kilku min­u­tach dzi­kich har­ców, kam­era odjeżdża, obraz gwał­town­ie zwal­nia a muzy­ka się wzma­ga, budu­jąc napię­cie. Nie widz­imy już bohater­ki na potańców­ce, ale dziew­czynę, zsuwa­jącą się w zwol­nionym tem­pie w przepaść samounices­t­wienia. Jej sza­leńst­wo wyda­je się tu jej ostat­nim papierosem. Potem już tylko „dead woman walk­ing”.

U Ciepla­ka nie ma oczy­wiś­cie takiej tragedii, to farsa, nic tu złego się nie dzieje, a jed­nak efekt pojaw­ia się podob­ny. Nasi bohaterowie gra­ją swój spek­takl, który z min­u­ty na min­utę coraz bardziej się syp­ie. Tu się ktoś pomylił, tam coś zostaw­ił, słowem nie idzie na maxa. I gdy w końcu mech­a­nizm tej hula­jącej maszyny się total­nie zatrzy­mu­je, bohaterowie — bezrad­ni, zmęczeni aktorzy — zjaw­ia­ją się kole­jno na sce­nie. Powoli zasty­ga­ją, patrząc nam pros­to w oczy i bezwied­nie jeszcze dekla­mu­jąc swo­je kom­plet­nie nieważne już kwest­ie. Znakomi­ta muzy­ka Pawła Czepułkowskiego się wzma­ga a ja, widz zaczy­nam się im przyglą­dać, jak Kate Winslet w filmie Mende­sa. I nagle — poprzez dwie nakład­ki „aktorskie” tej farsy — widzę esencję całego teatru — prawdzi­wych szcz­erych nor­mal­nych ludzi, którzy upraw­ia­ją ten zawód całe życie, rzad­ko kiedy pozwala­jąc sobie na takie obnaże­nie. I wiem, ż nic ich ode mnie, widza nie różni. Te same rozter­ki, marzenia, ambic­je, prze­grane, lęki, poraż­ki czy prag­nienia. I stra­ch przed śmier­cią. Patrzę na nich, oni na mnie i doz­na­ję oczyszczenia: tacy jesteśmy. Lus­tro ide­alne. Jak­bym się mierzył wzrok­iem z Lukrez­ią Pan­ci­at­ic­ci na rene­san­sowym portre­cie Bronz­i­na… co za moment!

Zespołowi dzięku­ję za dobrą robotę, Piotrowi Cieplakowi za „sar­dynkę” w gar­dle, która omal mnie nie udusiła!

Ps. Nie bój­cie się, jest mega śmiesznie i dobrze się będziecie baw­ić.”

Krzysztof Stopczyk | Okiem Obserwatora

„Istotą fars jest ich zwar­i­owane tem­po. W insc­eniza­cji Ciepla­ka akc­ja rozkrę­ca się przez cały czas i star­tu­jąc od w miarę spoko­jnego tem­pa, dochodzi do stanu fil­mu puszc­zonego na bard­zo przyspies­zonym przewi­ja­niu (…) Należy podzi­wiać aktorów, że nie gubią się w...

Krzysztof Stopczyk | Okiem Obserwatora

„Istotą fars jest ich zwar­i­owane tem­po. W insc­eniza­cji Ciepla­ka akc­ja rozkrę­ca się przez cały czas i star­tu­jąc od w miarę spoko­jnego tem­pa, dochodzi do stanu fil­mu puszc­zonego na bard­zo przyspies­zonym przewi­ja­niu (…) Należy podzi­wiać aktorów, że nie gubią się w tej iloś­ci wejść, wyjść i powtórzeń poszczegól­nych scen. Powtórzeń, bo sztu­ka jest o pow­stawa­niu spek­tak­lu, a jak wiado­mo na próbach poszczególne sce­ny pow­tarza się. (…)

W „Czego nie widać” wys­tępu­je dziewię­cioosobowy zespół. W pre­mierowej obsadzie znaleźli się: Eliza Borows­ka, Lidia Sad­owa, Agniesz­ka Skrzypczak, Anna Smołowik oraz Maciej Czerk­lańs­ki, Adam Fer­en­cy, Sła­womir Grzymkows­ki, Oskar Hamer­s­ki i Rafał Zaw­ierucha. Było­by niespraw­iedli­woś­cią w sto­sunku do pozostałych osób, wyróżnie­nie kogokol­wiek z nich. Wszyscy mieli równy wkład w to, że pub­liczność świet­nie baw­iła się w cza­sie spek­tak­lu, a po jego zakończe­niu nagrodz­iła artys­tów dłu­gotr­wały­mi brawa­mi.
Grat­u­lac­je należą się również Alicji Antoszczyk (kostiumy) i Woj­ciechowi Ste­fa­ni­akowi (scenografia), ponieważ efek­ty ich pra­cy na pewno stanow­ią wartość dodaną spek­tak­lu.

Jeżeli chcą Państ­wo zaspokoić swo­ją cieka­wość na tem­at tego, co dzieje się za kulisa­mi teatral­ny­mi i przy okazji pośmi­ać się, radzę wybrać się do Teatru Kome­dia na „Czego nie widać” w reży­serii Pio­tra Ciepla­ka”

Aniela Bocheńska | Nowa Siła Krytyczna

„Czego nie widać to teatral­ny inside joke, czyli dow­cip skierowany do tych, którzy wiedzą – w tym wypad­ku zna­ją teatr od środ­ka. Rozbaw­ią ich kpiny z pró­by gen­er­al­nej, reżyser z kom­plek­sem boga i chimeryczni aktorzy. His­to­ria prowadzi nas za kulisa­mi,...

Aniela Bocheńska | Nowa Siła Krytyczna

Czego nie widać to teatral­ny inside joke, czyli dow­cip skierowany do tych, którzy wiedzą – w tym wypad­ku zna­ją teatr od środ­ka. Rozbaw­ią ich kpiny z pró­by gen­er­al­nej, reżyser z kom­plek­sem boga i chimeryczni aktorzy. His­to­ria prowadzi nas za kulisa­mi, pokazu­jąc kole­jno trze­cią gen­er­al­ną, jed­no z początkowych wys­taw­ień sztu­ki i jej ostat­ni pokaz. Mogło­by się więc wydawać, że zarówno fabuła, jak i dow­cipy w niej zawarte prze­maw­ia­ją do osób tylko z branży. Tak jed­nak nie jest, bo „Czego nie widać” to farsa, która wychodząc od satyry na teatr prz­er­adza się w gorzko-słod­ką reflek­sję o egzys­tencji.(…)

Doskon­ały jest Adam Fer­en­cy jako Sels­don Mow­bray a także Lidia Sad­owa w roli Belindy Blair, która pod koniec bierze na siebie dra­matur­giczny ciężar opowieś­ci. Obsa­da gra tym lep­iej, im bardziej farsa zapa­da się w trag­iczny wymi­ar, tym lep­sze jest też tem­po, właś­ci­wie wszys­tko dzi­ała znakomi­cie. Całość grana jest we wspaniale dow­cip­nej scenografii Woj­ciecha Ste­fa­ni­a­ka, wywraca­jąc do góry dnem (zgod­nie ze sce­nar­iuszem) wszys­tko, co widać na sce­nie. Zespołowi twór­ców udało się opowiedzieć his­torię o teatrze w teatrze i udrękach tworzenia go, czyli udrękach życia.

To banał, powiedzieć za Edwar­dem Stachurą i Bruno Latourem, że życie to prze­cież teatr, ale warty pow­tarza­nia, bo właśnie tego świado­mość, czyni z teatral­nych wys­taw­ień dzieła tak fas­cynu­jące, ukazu­je wid­zom nowe i niezmi­enne prawdy o nich samych i o rzeczy­wis­toś­ci. Farsa ma do tego wyjątkowe narzędzia – snu­jąc opowieść na grani­cy śmiechu i płaczu, obnaża to, co kosz­marne i co piękne w życiu. Tak właśnie dzi­ała „Czego nie widać”: razem z bohat­era­mi sta­je­my się na jeden wieczór pokłó­cony­mi aktora­mi, którzy nie cier­pią tej robo­ty i kocha­ją ją – tylko po to, żeby wyjść z teatru z przeko­naniem, że zawsze jesteśmy aktora­mi”

Zaplanuj wizytę w Komedii