W najnowszym wydaniu „Miesięcznika Teatr” Dyrektor Teatru Komedia, Krzysztof Wiśniewski, rozmawia z Adamem Karolem Drozdowskim.
Fragment rozmowy:
ADAM KAROL DROZDOWSKI Do czego ludziom jest potrzebny śmiech?
KRZYSZTOF WIŚNIEWSKI Mogę powiedzieć, do czego jest potrzebny mnie: do odreagowania rzeczywistości. Śmiech, nawet jeżeli jest śmiechem z abstrakcyjnej sytuacji, bardzo często pozwala lepiej zrozumieć świat i przetrawić jego brutalny realizm i zbyt wielkie trudy. Taką komedię lubię – która zaczyna się w rzeczywistości i sprawia, że jest ona bardziej znośna.
Spektakle improwizowane, które od dawna tworzę, wychodzą często od stereotypów lub od naszych własnych emocji, wspomnień, po czym skojarzenia osób improwizujących łączą się z inspiracjami publiczności i okazuje się, że to, co osobiste, bywa wspólne, a stereotypy zostają przełamane. Myślę, że naszym działaniom w Teatrze Komedia mógłby towarzyszyć słynny cytat z Rewizora Gogola: „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie”. Do tego właśnie jest potrzebny śmiech: do krytycznej refleksji, która pozwala spojrzeć na siebie z dystansem, przejrzeć się w krzywym zwierciadle i nie zwariować.
DROZDOWSKI Poznaliśmy się kilkanaście lat temu, ja jeszcze studiowałem, a Ty już wtedy intensywnie działałeś w Teatrze Improwizowanym Klancyk. Scena impro była jeszcze w powijakach. Od tego czasu rzeczywistość wielokrotnie się w sposób drastyczny zmieniała, czy wręcz w ostatnich latach przyspieszała, ulegał przemianom także rynek komedii. Czy umiesz określić, jak zmieniło się razem z nimi poczucie humoru, czy oczekiwania widzów komediowych scen?
WIŚNIEWSKI Zmieniło się bardzo dużo. Śmiejemy się jako społeczeństwo z innych rzeczy niż kiedyś, ale co ważniejsze – zaczęliśmy też czuć, że z niektórych rzeczy śmiać się już nie chcemy. Kiedy zaczynałem przygodę z improwizacją, środowisko jeszcze nie istniało. Instytucjonalny teatr komediowy to były dla nas wówczas za wysokie progi, a alternatywą był kabaret. Parę razy zdarzyło nam się z Klancykiem występować na przeglądach kabaretowych i to było brutalne zderzenie z rzeczywistością. Okazało się, że tam po prostu nie pasujemy, szybko z tego zrezygnowaliśmy na rzecz szukania własnego środowiska. Nie chcieliśmy się śmiać z tego, co chyba do tej pory bywa paliwem dla kabaretu, czyli figury faceta przebranego za babę albo rozmowy z księdzem przy wódce.
DROZDOWSKI Otóż i rzeczywistość, czego chcesz! (śmiech)