Przejdź do głównej zawartości strony

Wojtek Kałużyński | Gazeta Żoliborza

„W „Czego nie widać” Ciepla­ka śmiech ma mnóst­wo odcieni. I to także zale­ta. A wys­taw­ian­ie lekce­ważonych na poważnych deskach fars jest istotne — jak mówi sam reżyser „dla teatru, dla pol­szczyzny, dla – za przeprosze­niem – pol­skiej kul­tu­ry”. I ten spek­takl niby łatwy, niby lek­ki i przy­jem­ny, paradok­sal­nie tę tezę udowad­nia. „Cza­sem — jak mówi Cieplak — odd­anie lekkiego tonu i błyskotli­wej frazy bywa wystar­cza­ją­cym gestem artysty­cznym i motywacją”. I ma rację, choć udało mu się zbu­dować pewien znaczeniowy nad­datek. Co z tego, że być może nie jest to spek­takl „ważny” i „prawdzi­wie pro­gresy­wny”. Jest po pros­tu dobry. I jako taki się broni. Cieplak spełnił obiet­nicę, że nie będzie skreślał nawet naj­tańszych efek­tów. Nie skreślił i na tym wygrał, bo jego „Czego nie widać” mimo pozornej nieważkoś­ci to także całkiem ważkie wezwanie do spo­jrzenia z dys­tan­su na siebie, innych i rzeczy­wis­tość doby wojny pol­sko-pol­skiej”