Przejdź do głównej zawartości strony

Tomasz Domagała | DOMAGAŁAsięKULTURY

„95 pro­cent CZEGO NIE WIDAĆ Pio­tra Ciepla­ka w Teatr Kome­dia jest uto­pi­one w śmiechu. Nic dzi­wnego, w końcu to farsa, ale ostat­nie dosłown­ie kil­ka min­ut spek­tak­lu chwyciło mnie za gardło.

Przy­pom­ni­ałem sobie znakomitą scenę z REVOLUTIONARY ROAD Sama Mende­sa. Oto bohater­ka fil­mu mają­ca gen­er­al­nie przes­rane życie (zjawiskowa Kate Winslet), ury­wa się z niego na jeden wieczór i sza­le­je na potańców­ce z zakochanym w niej żonatym brzy­d­kim sąsi­a­dem. Po kilku min­u­tach dzi­kich har­ców, kam­era odjeżdża, obraz gwał­town­ie zwal­nia a muzy­ka się wzma­ga, budu­jąc napię­cie. Nie widz­imy już bohater­ki na potańców­ce, ale dziew­czynę, zsuwa­jącą się w zwol­nionym tem­pie w przepaść samounices­t­wienia. Jej sza­leńst­wo wyda­je się tu jej ostat­nim papierosem. Potem już tylko „dead woman walk­ing”.

U Ciepla­ka nie ma oczy­wiś­cie takiej tragedii, to farsa, nic tu złego się nie dzieje, a jed­nak efekt pojaw­ia się podob­ny. Nasi bohaterowie gra­ją swój spek­takl, który z min­u­ty na min­utę coraz bardziej się syp­ie. Tu się ktoś pomylił, tam coś zostaw­ił, słowem nie idzie na maxa. I gdy w końcu mech­a­nizm tej hula­jącej maszyny się total­nie zatrzy­mu­je, bohaterowie — bezrad­ni, zmęczeni aktorzy — zjaw­ia­ją się kole­jno na sce­nie. Powoli zasty­ga­ją, patrząc nam pros­to w oczy i bezwied­nie jeszcze dekla­mu­jąc swo­je kom­plet­nie nieważne już kwest­ie. Znakomi­ta muzy­ka Pawła Czepułkowskiego się wzma­ga a ja, widz zaczy­nam się im przyglą­dać, jak Kate Winslet w filmie Mende­sa. I nagle — poprzez dwie nakład­ki „aktorskie” tej farsy — widzę esencję całego teatru — prawdzi­wych szcz­erych nor­mal­nych ludzi, którzy upraw­ia­ją ten zawód całe życie, rzad­ko kiedy pozwala­jąc sobie na takie obnaże­nie. I wiem, ż nic ich ode mnie, widza nie różni. Te same rozter­ki, marzenia, ambic­je, prze­grane, lęki, poraż­ki czy prag­nienia. I stra­ch przed śmier­cią. Patrzę na nich, oni na mnie i doz­na­ję oczyszczenia: tacy jesteśmy. Lus­tro ide­alne. Jak­bym się mierzył wzrok­iem z Lukrez­ią Pan­ci­at­ic­ci na rene­san­sowym portre­cie Bronz­i­na… co za moment!

Zespołowi dzięku­ję za dobrą robotę, Piotrowi Cieplakowi za „sar­dynkę” w gar­dle, która omal mnie nie udusiła!

Ps. Nie bój­cie się, jest mega śmiesznie i dobrze się będziecie baw­ić.”